the voice of poland prowadzacy
dostępny zapas krwi, która wydawała się jednak równie szybko uciekać z umęczonego ciała. Wreszcie udało się Davidowi powstrzymać krwawienie, wyszukać i zszyć uszkodzone naczynia, i powoli zaczynał wygrywać wyścig. Nie wiedział, ile to wszystko an43 20 trwało, i nigdy potem nie spytał. To nie było istotne. Liczyło się tylko zwycięstwo. Przegrana byłaby tak straszna, że bał się o niej nawet myśleć. an43 21 - 2 - Dziesięć lat później Chihuahua, Meksyk Paige Sisk przysunęła się do swojego narzeczonego Coltona Rawlsa. Dziewczyna leniwie zamknęła oczy, zaciągając się głęboko, a potem podając skręta Coltonowi. Chciało jej się śmiać na myśl o tych wszystkich żałosnych dupkach trujących bez sensu o różnych straszliwych rzeczach, które niewątpliwie przydarzą się jej w Meksyku. Co oni wiedzieli? Meksyk rządził. To znaczy nie była przecież jakąś idiotką przypalającą trawkę na oczach śniadego policjanta. Chociaż podobno wystarczyło w takich przypadkach pomachać glinie zielonymi przed nosem i problem znikał. Ale ona nie planowała bezsensownego tracenia kasy na łapówki. Siedzieli tutaj już od czterech dni. Colton stwierdził, że Chihuahua to najbardziej zakręcone miejsce na ziemi. Chłopak miał odjazd na punkcie Pancho Villi*; zanim zjechali do miasta, Page była święcie przekonana, że chodzi o jakieś miejsce, gdzie wyrabia się poncha. Jedyny człowiek imieniem Pancho (no... chyba Pancho), o którym słyszała, był jakimś dupowatym rycerzem - czy może pomocnikiem rycerza? - z głupiego starego filmu, który już ledwie pamiętała. Ale Colton twierdził, że nie, że ten Pancho to był prawdziwy twardziel. No dobra. Niech będzie. Już dwa razy oglądali podziurawiony kulami wrak starego dodge'a, w którym prawdziwego twardziela Pancha źli ludzie przerobili na ser szwajcarski. Całkiem jak Bonnie i Clydea. 22 * Jeden z przywódców rewolucji meksykańskiej (1910-1920). Dla przeciwników pospolity bandyta i zbrodniarz, dla rewolucjonistów wszelkiej maści (wliczając w to współczesne grupy lewackie) - bohater i idol (przyp. tłum.). Tak szczerze, to dla Paige cały ten Pancho Villa był tylko starym, a w dodatku martwym, pierdzielem. Guzik obchodził ją stary dodge. Jeżeli gość jeździłby hummerem - ooo, to dopiero byłoby coś. - Jeśliby jeździł hummerem - powiedziała - to mógłby zwyczajnie przejechać tych dupków, co do niego strzelali. - Niby kto? - Colton wychylił się z chmury dymu z wyrazem głębokiej zadumy na twarzy. - Pancho Villa. - Nie, on jeździł dodgeem. - No właśnie mówię! - zirytowała się, szturchając Coltona. - Jeśliby jeździł hummerem, to rozjechałby ich na miazgę. - Ale wtedy nie było hummerów.