czołem Jack podszedł do zlewu.
Malinda też wstała. - Nie możesz tego zrobić - powiedziała. - Nie mów mi, co mogę, a czego nie mogę robić - zwrócił się do niej ze złością. - Myślisz, że to łatwe samemu wychowywać dzieci? Ręce sobie urabiam po łokcie, żeby dzieciaki miały wszystko, czego ja nie miałem. I jeszcze na dodatek muszę być matką i ojcem. JEDNA DLA PIĘCIU 59 I co z tego, że opuszczą parę dni szkoły? Poza tym nie mam innego wyjścia. - Zniechęcony machnął ręką. Malinda przypomniała sobie własne dzieciństwo i z trudem przełknęła ślinę. - Owszem, masz - powiedziała spokojnie, wiedząc, że będzie tego żałować. - Czyżby? - Ja z nimi zostanę. Przez chwilę Jack nic nie mówił, tylko patrzył na nią zdumiony. - Naprawdę? - Przecież powiedziałam, że tak. Ledwie wypowiedziała te słowa, Jack już biegł w jej kierunku. Malinda wiedziała, że za chwilę chwyci ją w ramiona i zacznie tańczyć po kuchni. Powstrzymała go ruchem dłoni. - Zostanę do twojego powrotu z Chicago - powiedziała z naciskiem. - Ani chwili dłużej. Więc lepiej zacznij już szukać jakiejś opiekunki. Jack wszedł do pokoju hotelowego i podszedł do telefonu. - Mówi Brannan, pokój sto czternasty. Czy są dla mnie jakieś wiadomości? - zapytał recepcjonistkę. - Owszem. Pańska sekretarka z Oklahoma City prosi o natychmiastowy kontakt. I pan Phipps z inspekcji miejskiej dzwonił kilka razy. Mówi, że to pilne. Jack rozłączył się i nakręcił numer swego biura. Phipps może poczekać. Sekretarka nie. Na pewno chce mu powiedzieć, że w domu jest istne piekło. I że Malinda Compton zmieniła zdanie w sprawie opieki nad chłopcami. 60 JEDNA DLA PIĘCIU Wiedział, że powinien był wziąć chłopców ze sobą. - Tu biuro Jacka Brannana. Mówi Liz. Jak zwykle świergotanie sekretarki działało na niego jak balsam. - Naprawdę? - zażartował. - Przynajmniej tak było, kiedy ostatni raz patrzyłam w lustro. Jak tam w Chicago? - Śnieg topnieje. - To tak jak w Oklahomie - zaśmiała się Liz. - Ale nie po to do ciebie dzwoniłam, żeby rozmawiać o pogodzie. Masz spotkać się z agentem ubezpieczeniowym, jutro o ósmej rano na terenie budowy. Nie spóźnij się. Facet jest wściekły.