przeoczyć tego, co wydaje się oczywiste, powtarzali im podczas kursu. Co było oczywiste po
szkolnej strzelaninie? Trupy na podłodze?) Po czwarte: zabezpieczyć miejsce przestępstwa. (Rainie skrzywiła się. Ślady butów sanitariuszy, rozwalony schowek, łuski, po których deptał Cunningham. Rodzice okupujący parking. Gdy zobaczą to technicy z policji stanowej, koniec z jej karierą.) Po piąte: zrobić notatki. (Rainie z niesmakiem popatrzyła na swoją broń. Pomyślała o notesie w kieszonce bluzy. Ciekawe, jak można jednocześnie trzymać pistolet i robić notatki.) Do diabła z tym wszystkim. Musiała skoncentrować się na pierwszym punkcie, na zatrzymaniu sprawcy. Oczywiście, popełniała błędy. Bóg wie, czym to się mogło skończyć, ale przynajmniej coś robiła, starała się, jak mogła. Co dalej? Miejsce przestępstwa było rozległe i trudne do spenetrowania. Rainie jak przez mgłę przypominała sobie wykład, podczas którego instruktor omawiał specyfikę obchodu w takich warunkach. Powoli i systematycznie badać teren, zataczając coraz szersze kręgi. Oprócz tych kilku wskazówek nie pamiętała niczego więcej. Postanowiła więc, że będzie po kolei przeszukiwać klasy. Od lewej wprawo. Cicho, spokojnie, z zachowaniem największej ostrożności. Oparła się plecami o ścianę, wcisnęła głowę w ramiona, jakby to czyniło ją trudniejszym celem, i z wyciągniętą bronią ruszyła przed siebie. Spokojnie. Jesteś profesjonalistką. Musisz wykonać zadanie. Najtrudniej było zacząć. Szybę, przez którą próbowała zajrzeć do pierwszej z brzegu sali, oklej ono tyloma króliczkami i tulipanami, że wnętrze było zupełnie niewidoczne. A w dodatku, tak jak i we wszystkich pozostałych klasach, ktoś zgasił światło. Lewą ręką powoli nacisnęła klamkę. Przykucnąwszy, pchnęła drzwi. Długie, szare cienie w najdalszych kątach. Oślepiające słońce prosto w oczy. Przetoczyła się przez próg i uniosła glocka do strzału. Jedna strona, druga. Obrót w tył, do przodu. Ani żywego ducha. Klasa była pusta. Rainie włączyła światło i zostawiła drzwi otwarte na oścież. Trzeba iść dalej. Powoli sprawdzała pomieszczenie za pomieszczeniem, aż znalazła się w miejscu przecięcia dwóch korytarzy, gdzie na podłodze leżały kawałki zakrwawionej gazy, a niebieskie drzwiczki szafek nosiły ślady pocisków. Coraz więcej krwawych plam. Rozległe wgłębienie w dolnej szafce, o którą musiało uderzyć czyjeś ciało. Na jasnej podłodze łuski, zupełnie jakby ktoś celowo rozrzucił całą ich garść. Wyobraźnia Rainie zaczęła pracować. Głuchy stukot strzałów, przerażone krzyki dzieci. Dziewczynki i chłopcy wysypują się z klas przy wyciu syreny; nauczyciele drżącymi głosami nawołują o spokój. Chaotyczny bieg do wyjścia. Dzieci przepychają się, potrącają, potykają, padają. Krew na podłodze. Rainie wzięła głęboki wdech i poczekała, aż uspokoi jej się tętno. Jesteś profesjonalistką. Musisz wykonać zadanie. Sprawdziła pracownię piątej klasy, potem szóstej. Następnie bibliotekę – przestronną, z niekończącymi się rzędami książek. Nic. Wreszcie dotarła do końca korytarza, gdzie wśród kawałków szkła ze zbitej szyby w drzwiach leżały trzy nieruchome ciała. Nie chciała przyglądać się ofiarom, zwłaszcza dzieciom. Ten widok mógł ją osłabić, zostawić ślad gdzieś głęboko, gdzie nawet ona, taki twardziel, czuła się bezbronna. Wiedziała, że powrócą obrazy z przeszłości, choć tak bardzo pracowała nad wymazaniem ich z pamięci. Ale nie czas myśleć o sobie. Jej przeżycia nie miały tu nic do rzeczy. Teraz chodziło o sprawiedliwość należną ofiarom i ich najbliższym, choć nic nie zrekompensuje straty osieroconym rodzicom. Wzięła się więc w garść i pochyliła nad pierwszymi zwłokami. Dziewczynką leżała na boku. Cały przód koszulki był nasiąknięty krwią. Pomimo słów Walta, Rainie sprawdziła tętno. Z trudem przełknęła ślinę i ruszyła dalej, starając się niczego nie dotykać. Druga dziewczynka nie miała więcej niż osiem lat. I ona również została wielokrotnie postrzelona w klatkę piersiową. Wyglądało, jakby wyciągała rękę do martwej koleżanki,