wezwanie od Phila Bianco.
- Chce cię natychmiast widzieć - powiedziała Gary Higgins. Siedząc za ogromnym błyszczącym biurkiem pod kremowym sufitem, Bianco ział jeszcze większym chłodem niż dotychczas. - Chciałbym wierzyć - zaczął bez wstępów - że to tylko pomyłka z twojej strony i że niechcący posłużyłeś się złą kartą, ale choć staram się ze wszystkich sił, wydaje mi się to po prostu nieprawdopodobne, więc ciekaw jestem twoich wyjaśnień. - Ale co miałbym wyjaśniać? - spytał Matthew, chociaż od złych przeczuć już go rozbolał brzuch. - Może takie nazwy jak Harrods, Fortnum & Mason czy Selfridge odświeżą ci pamięć? - głos Bianca ociekał sarkazmem. To było jak cios w żołądek. - Widzę, że tak - rzekł Bianco na widok jego miny. - Niestety. - Matthew spojrzał na lśniący skórzany fotel przed biurkiem szefa. - Mogę usiąść i przekonać się, jak daleko sprawy zaszły? - Zdecydowanie bym wolał, gdybyś po prostu okazał się czysty. - Umilkł, ale nadal nie zachęcał Matthew do siadania. - Na razie jestem po rozmowie z Nowym Jorkiem. Ze względu na twoją dotychczasową dobrą reputację zgodzili się, że jeśli natychmiast i w całości zapłacisz rachunek, uwierzą ci na słowo i nie podejmą żadnych akcji. - Rachunek? - Żołądek Matthew przewrócił się do góry nogami. - Z twojej firmowej karty VISA. - Znów ten sarkazm w głosie szefa. - Tej samej, którą Wolf Barautigen polecił ci wydać na podstawie uzgodnień między Nowym Jorkiem a Berlinem, czemu, nawiasem mówiąc, byłem przeciwny. Karty, którą postanowiłeś wykorzystać na swoje świąteczne zakupy. - W porządku - powiedział cicho Matthew. - Wreszcie wszystko zaczyna nabierać jakiegoś sensu. - Tego jestem pewien. - Nie takiego sensu, jaki masz na myśli. - Matthew usiadł w skórzanym fotelu, nie czekając dłużej na zaproszenie. - Mam na myśli to - Bianco wziął dwie spięte z sobą kartki i przesunął je w stronę Matthew. - Oświadczenie w sprawie twojej karty i kopię zamówienia z jednego ze sklepów. 210 Matthew z rosnącym przerażeniem patrzył na rząd liczb. - Formularz, jak sam widzisz, podpisany jest przez niejakiego Matthew Gardnera. To twój podpis, czyż nie? - Nie. - Wygląda jak twój. - Zgoda. Tylko że ja nie podpisywałem żadnego takiego formularza. - Z całym szacunkiem, to tylko słowa. - Z równym szacunkiem - Matthew z trudem hamował gniew - sam przed chwilą mówiłeś o mojej dobrej reputacji... - To jest zdanie tych z Nowego Jorku. - Czy ty naprawdę sądzisz, że gdybym nawet postanowił przerzucić się z architektury na drogę przestępstwa, to zrobiłbym coś tak cholernie głupiego? - Czemu nie? Biorąc pod uwagę, że o tej porze roku firma kupuje dużo oficjalnych podarunków... - Wzruszył ramionami. - Jak powiedziałem, Gardner, naprawdę wolałbym, żebyś po prostu się przyznał.