- Nie trzeba - szepnął.
Zsunął jej suknię z ramion, nachylił się do krągłej piersi, zaczął ją całować, drażnić językiem. Następnie posadził sobie Victorię na kolanach i podciągnął w górę jej ciężkie spódnice. Sama rozpięła mu spodnie, a on wszedł w nią z cichym jękiem. - Tak? - spytała zdyszanym głosem, unosząc się i opadając. - Właśnie tak. Szybko się uczysz. Spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek. Oczy jej błyszczały. - Są jeszcze inne sposoby? Dobry Boże, chyba znalazł się w niebie. - Dziesiątki. Pocałowała go namiętnie. - Musisz pokazać mi wszystkie wyszeptała. - Chętnie. Victoria otworzyła oczy. Głowę opierała na nagiej piersi Sinclaira, poruszanej lekkim oddechem. Przez szpary w ciężkich zielonych zasłonach sączyło się poranne słońce, malując na łóżku cienkie, złote prążki. Na podłodze leżały rozrzucone ubrania, Lord Baggles spał zwinięty w kłębek na fotelu przy kominku. Nie wiadomo kiedy wśliznął się do pokoju. Drzwi garderoby łączącej obie sypialnie były otwarte. - Co to jest? - zapytał nagle Sinclair. - Co? Wskazał w górę. - T o . Zbyt rozleniwiona, żeby się ruszyć, lekko uniosła głowę i zobaczyła siedzącą u wezgłowia małą szarą papugę. - Mungo Park. - Mungo Park? Jak ten odkrywca? - Tak. Któregoś dnia wleciał do kuchni. Wyglądał na zagłodzonego. Kucharka chciała zrobić z niego pasztet, ale się nie zgodziłam. - Od dawna nas obserwuje? - „Och, Sinclairze, jak cudownie" - zaskrzeczał ptak. - O, nie! - krzyknęła Victoria i ukryła twarz na szerokiej piersi męża. Sinclair parsknął śmiechem. - To nie jest zabawne - oświadczyła, naciągając kołdrę na głowę. - Owszem, jest. - Objął ją i zaśmiał się jeszcze głośniej. - „Och, Sinclairze, jak cudownie". - Jak długo żyją papugi? - zainteresował się Sin. - Jeszcze pięć minut. - Powtórzyłaś te słowa kilka razy, więc nie możesz winić Mungo Parka, że dobrze je zapamiętał. - Mama była wstrząśnięta, kiedy nauczyłam go mówić: „Do diabła". Teraz dostanie apopleksji. - Twoi rodzice też to robili, co najmniej parę razy.