Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/hotel.wolomin.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra17/ftp/hotel.wolomin.pl/paka.php on line 5
- I dlatego przerzucasz na mnie taką odpowiedzialność? Przyjechałam zajmować się Henrym, a nie jakimś zakichanym zamkiem w jakimś zakichanym królestwie!

- I dlatego przerzucasz na mnie taką odpowiedzialność? Przyjechałam zajmować się Henrym, a nie jakimś zakichanym zamkiem w jakimś zakichanym królestwie!

  • Julianda

- I dlatego przerzucasz na mnie taką odpowiedzialność? Przyjechałam zajmować się Henrym, a nie jakimś zakichanym zamkiem w jakimś zakichanym królestwie!

16 April 2021 by Julianda

- Księstwie. Aż ją zatkało. - No wiesz! Ja mówię o poważnych rzeczach, a ty się bawisz w niuanse znaczeniowe. - Stali twarzą w twarz, a dzielące ich powietrze zdawało się aż gęste od emocji. - Skoro nie wprowadziłeś mnie w błąd i naprawdę zamie¬rzałeś tu zamieszkać, to czemu nagle zmieniłeś zdanie? I skąd ten pośpiech? Czemu chcesz wyjeżdżać już jutro? O co w tym wszystkim chodzi?! - O nic. Po prostu wracam do siebie. Miała wrażenie, jakby rzucała grochem o ścianę. Upór Marka był równie silny jak niezrozumiały - Przestań to w kółko powtarzać! Czemu tak bardzo chcesz uciec z tego zamku? Duchy tu są, czy jak? - Nie bądź śmieszna. Nie boję się duchów. - Więc czego się boisz? Zacisnął zęby. - Niczego - wycedził. - Mark, w tym wszystkim nie ma nawet grama sensu! W Australii planowaliśmy to inaczej, a ty teraz nagle chcesz jak najszybciej stąd wyjechać. Dlaczego? Ostatnie słowo zawisło w powietrzu. Wydawało się, jak¬by cały świat zamarł w bezruchu, czekając na odpowiedź Marka. Dlaczego? Nie wiedział, co powiedzieć, czuł się przyparty do muru. Tammy wytrąciła mu z ręki wszelkie racjonalne argumenty, a teraz patrzyła na niego błyszczącymi oczami. Jej skóra zaróżowiła się od emocji, pierś unosiła się w szybkim od¬dechu, ciemne loki opadały na nagie ramiona... To było ponad jego siły. Owszem, dal słowo, ale... Ale była zbyt piękna, zbyt niezwykła. Chwycił ją w objęcia i pocałował. Nie mógł w to uwierzyć. To się stało samo. I nie miało najmniejszego sensu. A odkąd pożądanie kieruje się sensem lub logiką? Mark przyciągnął Tammy do siebie z żarliwą pasją, całował chci¬wie i nie dbał już o nic. Potrzebował jej tak jak powietrza. Była jego prawdziwym domem, jego sercem, jego życiem. Wszystkim. A ona... A ona odpowiedziała na pocałunek! I to z taką samą namiętnością! Mark nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Ta niezwykła kobieta pragnęła go również, otaczały go jej ramiona, jej wargi były gorące i stęsknione jego pieszczoty. I nagle zrozumiał, że znalazł swoją drugą połowę. To właśnie jej brakowało mu do szczęścia. Właśnie jej - dziel¬nej, niezależnej, spontanicznej, bosej, dziko upartej. Właśnie jej - wrażliwej, oddanej Henry'emu, kruszącej pancerz, jaki otaczał jego poranione serce. Przez całą kolację pragnął jej do szaleństwa. Gorzej. Pragnął jej przez cały dzień. A może to zaczęło się już dużo wcześniej? Może w samolocie? A może jeszcze w dalekiej Australii? Przypomniał sobie jej uśmiech, gdy podniósł głowę i uj¬rzał ją wysoko, wśród gałęzi. Tak, to musiało zacząć się wtedy. Nie przypuszczał, że ona też go pragnie, nie spodziewał się tak płomiennej reakcji. Tammy przylgnęła do niego ca¬łym ciałem, rozpalając w nim taki płomień pożądania, ja-kiego nie czuł jeszcze nigdy. Był jak odurzony. Ich pocałunki stały się gorące, zachłanne, niecierpliwe. Dłonie Marka nie wiadomo jak i kiedy zsunęły się na ciepłe, krągłe piersi dziewczyny. Och, Tammy, jęknął w myślach z zachwytem, a może nie tylko w myślach, może jęknął na głos, niczego nie był już pewien. Poczuł, jak jej ruchliwe dłonie równie gorączkowo wyszarpują mu koszulę ze spodni, by móc bez przeszkód do¬tykać jego muskularnych pleców. Oszałamiała go świado¬mość, że ona również zachowywała się tak, jakby wreszcie znalazła swojego życiowego partnera. To niesamowite. Nie mógł w to uwierzyć. Teraz już nie było odwrotu, już nie miałby siły się wy¬cofać. Przez cały ten dzień trzymał się mocno w karbach, powtarzając sobie, że jeszcze tylko jeden wieczór i uda mu się uciec przed pokusą. Ale wystarczył jeden jej dotyk, by uleciało całe opanowanie, a wypracowana przez lata żelazna samokontrola znikła bez śladu. Serce waliło mu jak szalone, krew aż dudniła w uszach. Nie, to co innego... Przez dłuższą chwilę Mark nie mógł zrozumieć, co się dzieje, wreszcie do jego półprzytomnego umysłu przebiła się myśl, że to nie krew tak dudni, tylko ktoś puka do drzwi. Nie był w stanie pojąć, jakim cudem udało mu się wy¬puścić Tammy z objęć i odsunąć na przyzwoitą odległość. Wymagało to niemal nadludzkiego wysiłku z jego strony. Czuł się tak, jakby ktoś wydarł mu pół serca. W jej oczach mógł wyczytać dokładnie to samo. - Tammy, ja... - Wiem - wyszeptała z trudem i położyła doń na drżą¬cych ustach, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą działo. - Wcale tego nie chciałeś. - Nie, ja... Ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Mark odetchnął głęboko. - Proszę! Do jadalni zajrzała pani Burchett, wyraźnie zaciekawio¬na, czemu nie poproszono jej od razu. Jednak wystarczył jej jeden rzut oka na ich twarze, by domyślić się wszyst¬kiego. - Najmocniej przepraszam, nie chciałam przeszkadzać, ale nie mogę uspokoić panicza. - Ruchem głowy wskazała Henry'ego, którego trzymała na ręku. - Spał całe popołud¬nie, a niedawno przebudził się i zaczął płakać. Buzia małego była mokra od łez. Wyciągnął rączki do Tam-my, która na ten widok przeżyła potężny wstrząs - kolejny w ciągu zaledwie kilku minut. Henry do tej pory nikogo nie rozpoznawał! Serce podskoczyło jej w piersi z radości. - Proszę mi go dać - wyszeptała zdławionym głosem i porwała siostrzeńca z rąk ochmistrzyni. - Już dobrze, Henry, już jestem... Właśnie szłam do ciebie. Już dobrze... Zaniosę cię na górę. - Zostań - odezwał się dziwnym tonem Mark. - Mu¬simy porozmawiać. Zerknęła na niego. Czuła się rozdarta, ale dziecko miało pierwszeństwo. - Henry mnie potrzebuje. - Możesz go utulić tutaj. - Możemy porozmawiać rano. - Rano już mnie tu nie będzie. Tammy zamarła. - Jak to?! Ochmistrzyni przenosiła zdumiony wzrok z Tammy na księcia. - Ale przecież... - zaczęła i ugryzła się w język. - Wa¬sza Wysokość nic nam nie powiedział. - Ponieważ dopiero przed chwilą podjąłem ostateczną decyzję - warknął, równie zmieszany i wytrącony z rów¬nowagi jak Tammy. Naprawdę musiał stąd uciekać, i to jak najprędzej. Byle jak najdalej od niej! To wszystko okazało się znacznie groźniejsze, niż przypuszczał. Mało brakowało, a przepadłby z kretesem. Nawet nie śmiał myśleć, co to wszystko mogło oznaczać.

Posted in: Bez kategorii Tagged: najwieksza rasa kota, grzywki pazurki, pierścionek zaręczynowy palec,

Najczęściej czytane:

wędrowca zza krawędzi dachu.

Kawy! – wyje każdy skrawek jego ciała, kiedy jest już blisko swojej nory. Ale trudno jest się wspinać w górę rue Mouffetard, ... [Read more...]

a w całej tej sprawie. ...

Słowo „bohater” najwyraźniej poskutkowało. – Był ktoś taki – wyznał Mann – haker, którego Danny poznał w Internecie. Uważał go za swego rówieśnika. Przeczytałem kilka emailów i język wydawał mi się zbyt wyszukany jak ... [Read more...]

obwiązała różową podwiązką.

– Idziemy do przybytku marzeń, kaczorku – szepnęła podstępna kusicielka i zaczęła popychać oślepionego prorektora w stronę sypialni. Uczony usłyszał skrzyp otwierających się drzwi, następnie otrzymał całkiem solidnego ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 hotel.wolomin.pl

WordPress Theme by ThemeTaste