Quincy zaatakowana wbiega do kuchni. Jest ranna. Z utraty krwi kręci jej się
w głowie. Wie, że ma do czynienia z silniejszym napastnikiem. Rozpaczliwie chce wyrównać rachunki. Spostrzega swoją kolekcję noży. Postanawia zaryzykować. Biedna Elizabeth. Nóż nie jest narzędziem odpowiednim dla kobiety. Żeby posługiwać się nożem, trzeba mieć celność, siłę i zasięg. Raczej męskie cechy. Podobne sytuacje policjanci analizują, badając poszczególne sprawy. Kobiety, które wbiegają do kuchni po nóż, prawie zawsze giną właśnie od noża. Bethie powinna była chwycić patelnię. Coś dużego i ciężkiego, czym można by ugodzić przeciwnika bez potrzeby precyzyjnego celowania. Czy uświadomiła to sobie, kiedy dopadł ją przy końcu blatu? Czy zastanawiała się nad innymi możliwościami, kiedy upadła na podłogę, zakrwawionymi palcami chwytając się uchwytów szuflad? Na podłodze znajdowało się wyraźne odbicie biodra i uda, kiedy upadła na bok. Ale w jakiś sposób odparła natarcie, ponieważ krwawy ślad ciągnął się dalej. Musiała być bardzo dzielna. Albo on po prostu nie chciał jej zabić od razu. - Tu jest już gorzej - mruknęła agentka Rodman. - Proszę wejść za taśmę. W tym momencie Rainie spostrzegła taśmę maskującą, która biegła zygzakiem wśród ogólnego bałaganu. Sprytne - pomyślała, bo już raz rozpracowała sama pewne dość obszerne miejsce zbrodni. Zanim wszystko zostanie 113 powiedziane i zrobione, tuziny ludzi będą przechodzić przez dom, szukać dowodów i przedstawiać wnioski każdy w swojej dziedzinie. Wiele tygodni potrwa rozgryzienie wszystkiego, a całe miesiące spisanie całości na papierze. Najlepiej prześledzić napad od samego początku, zamiast odgadywać źródła skażenia później, tak jak ona musiała to robić. Rainie poszła na palcach wzdłuż taśmy, weszła do holu, gdzie na czer¬ wonawobrązowym dywaniku były mokre plamy, a na ścianach znajdowały się liczne krwawe odciski dłoni. Biegły one na całej niewielkiej długości tego ciasnego pomieszczenia, zupełnie jak w krwawej wersji malowania gąbką. Jezu! - pomyślała znów Rainie. - Myślimy, że zrobił to już po jej śmierci - powiedziała Rodman. - On nie mógł zostawić tych odcisków. Są za małe. - To nie są jego odciski. - Quincy widział to wszystko? - spytała nagle Rainie. - Wiele razy. Na własną prośbę. Weszły do głównej sypialni. Rainie nie od razu spojrzała na łóżko. Stał tam ekspert medycyny sądowej i jego asystent. Nie chciała zobaczyć, co badali, zwłaszcza że twarz asystenta przybrała nienaturalny odcień zieleni. Najpierw przyjrzała się całemu pomieszczeniu. Kolejne potłuczone lustra. Dwie lampy wyrwane ze ściany. Następny telefon zrzucony z szafki nocnej. Wyprute poduszki, pierze rozsypane na dywanie. Potłuczone flakony z perfumami, okropny odór krwi zmieszany z zapachem kwiatów. - Ktoś musiał coś słyszeć - powiedziała Rainie, zupełnie nie swoim głosem. - Jak to możliwe, żeby stało się to wszystko, a nikt nie wezwał policji? - Poprzedni właściciel domu był pianistą - odpowiedziała Rodman. - Dwadzieścia lat temu zrobił remont tego domu i dokładnie go wyciszył, żeby nie przeszkadzać sąsiadom. - Kto...? Kto w końcu zadzwonił na policję? - Quincy. - Był tutaj? - Utrzymuje, że znalazł się tu zaraz po północy, ponieważ nie mógł się